Kalwaryjskie przypadki szosowe
Niedziela, 29 kwietnia 2012 | dodano:29.04.2012
km: | 65.30 | czas: | 02:36 | km/h: | 25.12 | ||
Pr. maks.: | 68.90 | Podjazdy: | 570m | Rower: | Zarri |
Tak, to było chyba przypadkiem, że wylądowałem na Kalwarii:) Ale po kolei.
O 16.30 zbiórka na Franciszkańskiej. Trasa: do Birczy. Jak wyszło? Ano tak, że razem z Marcinem, Patrykiem i Danielem zakręciliśmy Słowackiego, by dojechać do wspomnianej Birczy od strony Kalwarii Pacławskiej. Po drodze nie obyło się bez kryzysów energetycznych i mocnych odejść Marcina. W połowie drogi zarysowały się widoczne podziały szybkościowo-wytrzymałościowe. Razem z Marcinem odskoczyliśmy przed Sierakścami i czekaliśmy na kolegów w Huwnikach ok. 20 minut a Ci jak to powiedzieli "moczyli nogi w Wiarze":D:D:D Fajnie wyglądała kąpiel jednego kolarza w rzece:) Ale bywa i tak, że trzeba się schłodzić:P No, to my z Marcinem rządni większych wrażeń ruszyliśmy na Kalwarię, bo Bircza po 18.20 była już nie do zajechania o normalniej porze. Dla mnie ciężkie był "zakręty pokuty" (ostanie zakręty tuż u szczytu, najbardziej dziarskie). Śmialiśmy się zjeżdżając góry, gdy zobaczyliśmy ową parę naszych kolegów pchających rowery pod górę- Marcin coś mówił, że jak wyjadą na Kalwarię to on wróci na piechotę do Przemyśla:P:P:P Tak się nie stało, ale do miasta zajechaliśmy we dwóch szybszym tempem. Jednak bez mojego upadku na Grunwaldzkiej nie otworzyłbym oficjalnie sezonu rowerowego- więc sezon rowerowy uważam już za rozpoczęty!!:) Ale mimo wszystko, życzę gumowych krawężników:P:P:P